sobota, 21 marca 2015

Telefon 7 - Bazylides - Ten, który WŁADA.

  *Nadawca Sms-a - Morderca*
  Głucha cisza towarzyszyła mi od zawsze. Może to przez nocny tryb życia, gdyż w dzień zazwyczaj śpię. Kolejna ofiara wydawała mi  się wręcz idealna. Mała, niepozorna a przede wszystkim nie pasowała do wzorca poprzednich ofiar. Byłem złakniony krwi. Pożądałem jej bardzo mocno. Nadal za mało, za mało, za mało! Więcej! Więcej! Więcej! Potrzebuję o wiele więcej! Uspokoiłem swój oddech ocierając pot z czoła
  Prawdę mówiąc nawet jak jestem spragniony muszę uzbroić się w cierpliwość. Inaczej mogą mnie złapać. A raczej mój ukochany starszy braciszek Leo Hospicus. Chociaż on nie ma pojęcia, iż jesteśmy spokrewnieni. Poza tym moja magiczna moc mocno utrudnia znalezienie mnie. Przez to zaczynają być podejrzenia o kilku innych mordercach, więc zasiało to panikę. Nadal nie mogę uwierzyć, że zaczęli łapać na serio Gildarsta Clive'a. Moja zmyłka przecież nie była, aż tak doskonała.
  Jestem okrutny? Możliwe. Jednak morderca nie może być dobroduszny dla swych ofiar. To by się kłóciło z jego prawdziwą, ukrytą naturą. Wszystkie gazety pytają jaki mam w tym cel. Zniszczenie całego świata? Pragnienie powrotu Zerefa? To wszystko bzdury! Jaki ma sens niszczenie świata jeśli można mieć władzę nad jego częścią? Nie mam zbyt wielkich aspiracji co do tego. Tylko głupiec chciałby przejąć kontrolę nad całym światem, a prędzej czy później zmarłby zabity przez człowieka nie będącego nawet żołnierzem. Ja nie jestem taki głupi. W końcu coś świadczy o tym, że robię to od siedmiu lat. Zabawne. Przyjąłem rolę uciekającej myszy, lecz tak naprawdę jestem drapieżnikiem. Ile to razy mysz wygrywała z polującym na niego kotem? Nie wiadomo, ale ma przewagę, ponieważ ucieka.
  Otoczenie dzisiaj szczególnie mi sprzyjało w obserwowaniu ofiary. Duże, stare dęby idealnie zakrywały jakikolwiek skrawek światła. Gęste, porośnięte wszędzie wysoką trawą podłoże już samo w sobie stwarzało dogodne miejsce do ukrycia. Dziwaczne krzaki mające ludzkie kształty, wręcz doskonale wpasowywały się w mą budowę ciała. Innymi słowy - można powiedzieć, iż jest to najlepsze miejsce do polowań na moje ofiary, ponieważ łatwo je tutaj zwabić.
  Oblizałem chyba już z piętnasty raz swe wargi. Tylko tego odruchu nie mogłem się do końca pozbyć, żeby być doskonałym mordercą.  Muszę jeszcze przemyśleć czy na pewno chcę by ta dziewczynka była moją ofiarą. Prawdę mówiąc miałem już dosyć piszczących, płaczących małych dzieciuchów. Zrobiłbym przysługę przyszłemu pokoleniu jeślibym połowy z nich się pozbył. Jednakże moje zasady są kompletnie jedną wielką sprzecznością, więc ustaliłem, iż dzieci zostawiam w spokoju. Oczywiście jeżeli nie posiadają magicznej mocy. Te, które je mają muszę wyeliminować.
  Nagle usłyszałem czyjeś kroki, ich stukot był bardzo charakterystyczny. Prawdopodobnie to jest najnowszy model kozaków. Zdecydowanie jest kobietą. I to w dodatku bardzo pewną siebie. Stukot osób, które mają poczucie własnej wartości zdecydowanie się różni od tych, które są bardzo nieśmiałe oraz siebie nie akceptują. Pewniejsi swoich racji ludzie idą zazwyczaj szybszym krokiem, nie oglądając się za siebie. Natomiast ci bardziej skryci chodzą o wiele wolniej. Kładą na gruncie jedną stopę, by dokładnie wybadać swe położenie. Rozglądają się po otoczeniu o wiele bardziej skupieni, lecz nie stanowią zbyt dużego zagrożenia. Gorzej jest z tymi, którzy mają poczucie własnej wartości oraz nie są zagubieni, bo tacy zazwyczaj zaciekle walczą o swoje życie. Jeszcze są typy takie jak mądrala, roztrzepaniec i tym podobne.
  Kto by pomyślał, że tyle można się dowiedzieć po samym stukocie nawet nie mając dobrego widoku na tę osobę? Nie znosiłem tych pewniejszych siebie kobiet. Były pyskate i brakowało im manier. Udawały silniejsze na pokaz, żeby ukrywać swoje słabości. A gdy przychodziło co do czego to zawsze błagały mnie o litość. Tak samo było w przypadku Marielle Roseliany. Skrzywiłem się na samo wspomnie, ponieważ prawie zostałem nakryty przez Juvię. Ona też jest na mojej liście, ale dopiero na jej szarym końcu. Kto by się spodziewał, że tak szybko ją  zobaczę? Cóż to nie jest teraz ważne, pora wyjść z ukrycia.
  - Przepraszam, chyba się zgubiłem... Wie pani może gdzie jest wyjście do Magnolii? - zapytałem grzecznie. Oczywiście wiedziałem gdzie ono jest, ale jeśli zastawia się na kogoś pułapkę trzeba wyglądać jak najmniej podejrzanie. Nie przyglądałem się kobiecie, szczerze nie musiałem. Bo i tak to tylko jedna z tych żałośniejszych, zupełnie przypadkowych ofiar. Po prostu ma pecha, iż na mnie trafiła. Nikt normalny nie błąkałby się w lesie o takiej godzinie. Sama sobie jest winna. Gazety pisały o licznych morderstwach i prosiły by nikt nie wychodził o późnych porach. Jednak ludzie są głupi, bo zawsze pragną tego co jest zakazane.
  - Och, nic się nie stało. Prawdę mówiąc sama się zgubiłam i szukam wyjścia. Przynajmniej nie jestem samotna w byciu niezdarą. Można wiedzieć jak się pan nazywa? Raczej nie pochodzi pan stąd, prawda?  W tych okolicach podobno jest ostatnio jakiś grasujący morderca. Proszę na siebie uważać - wypaplała wszystko podekscytowana. Czy nikt jej nie uczył, żeby nie ufała, aż tak obcym? Raczej to wątpliwe, wnioskując po jej zachowaniu.
  - Nazywam się Bazylides - skłoniłem się - Czyli inaczej ten, który ma nad czymś władzę droga panienko. I twoim największym błędem było stanięcie na mej drodze, bo za trzy sekundy będziesz moją podwładną - mruknąłem szybko. Zanim zdążyła zareagować użyłem swej magicznej mocy. Następnie pokłoniła mi się pokornie, spuszczając przy tym głowę w dół.
  - Jak sobie życzysz panie - odpowiedziała. Jej słowa brzmiały pusto, bez jakichkolwiek emocji. Oczy były kompletnie bez wyrazu. Znakomicie. Nie myślałem, że jest, aż tak podatna na hipnozę. W każdym razie była martwa. Nawet nie musiałem się wysilać by to wyglądało na samobójstwo. Moje odbicie było widać w kałuży krwi.
  Zielone tęczówki biły ode mnie nieokrzesanym chłodem, sięgające do ramion rude włosy były związane w kucyk. Ciemna cera była pokryta licznymi piegami, natomiast ubrania sprawiały, iż wyglądałem jak jakiś włóczykij lub brudny szermierz.
  - Co za głupia kobieta. Nawet nie była warta zachodu, bo w ogóle się nie opierała. Ciekawe, która z nich ma klucz. Klucz do władzy nad wszystkimi mrocznymi gildiami i organizacjami tego świata. Jam jest Bazylides ten, który będzie nad nimi władał. Zapamiętaj to sobie - rzekłem na odchodne i po prostu skierowałem swe kroki do domu.
  Tak mało mi brakuje, żeby osiągnąć swój cel. Muszę na jakiś czas ucichnąć, by sprawa Marielle zaliczyła się do niewyjaśnionych, tak samo jak ta. Chociaż z tym drugim nie będzie problemu, ponieważ obecna kobieta sama się zabiła i prawdę mówiąc chyba podświadomie pragnęła tej śmierci.

                                                                                                         
Od Autorki:
Rozdział siódmy dodany. Uff... Chyba pierwszy, który wyrobił się z czasem od zmiany godziny dodawania rozdziałów.
Krótki, bo krótki jednak chciałam, żeby przedstawiał tylko postać mordercy, więc cały był poświęcony jemu.
Prawie zapomniałam! Imię Bazylides pochodzi z języka Greckiego i po prostu oznacza tego, który ma nad czymś władzę.
Rozdział dedykuję AlonseKurokami, która pierwsza skomentowała tego bloga jak i również wszystkim moim nieujawnionym czytelnikom oraz tymi ujawnionymi.
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
                                                                                                               
                                                                                                                   
     

6 komentarzy:

  1. No i brawo. Bardzo mi się podobało choć nie było naszych parek. Ali chcieć Jerzy :< Bo nie wiem czy już szykować gilotynę dla Jellal'a. No chyba polubiłam tego mordercę. Wygląda na to ze cała sprawa z papciem Cany to jeden wielki blef. Podoba mi się ^^ // U mnie rozdział powinien wyjść w tygodniu i zdradzę że będzie w nim zalążek twej ulubionej parki ^^ Sorki że komek tak bez ładu i składu ale trochę na zakrętach nie wyrabiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gilotynę? No way! Jeśli Jellal tak zginie to przecież Jerzy nie będzie! Nie może być Jerzy bez Żelka.xD To nie miałoby sensu. :D
    Ja też lubię tą postać. Bardzo pokręcony typek i tak sprawa z papciem Cany od poczatku była BLEFEM. Hue, hue.
    Czyli GaLe? O jak miło będę musiała przeczytać! Nic nie szkodzi ja też niekiedy piszę komenty bez ładu oraz składu.
    Pozdrawiam Lavana Zoro :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejho~!
    Rozdział jak zwykle mi się podobał choć byłam na samym początku zawiedziona, że nie ma Jellalka......... Ale ale! Teraz jestem pozytywnie zaskoczona jak i szczęśliwa bo udało Ci się stworzyć postać,którą wręcz pokochałam i to chyba tak bardzo jak Jerze. XDDD
    Jednym słowem.. JESTEŚ GENIUSZEM~!
    Bazylides... Za długo. Od dnia dzisiejszego na Bazylides'a będę mówiła Bazy. *^*
    Tak więc, Bazy, kocham go! *-* Mówiłam to już?
    Życzę więcej weny i czekam niecierpliwie na następny rozdział. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmm... Dziękuję, ale na tytuł geniusza nie zasługuję. Przesadzasz. Zdecydowanie przesadzasz.xD
      A kto nie kocha psycholi, ale Bazy? Już prędzej Bazyl jak już. ;)
      Jak chcesz mogę wam dać oficjalny ślub, choć nie gwarantuję, iż nie skończyłoby się to Twoją śmiercią. W końcu to MORDERCA, a nie człowiek kochający kwitki i jednorożce.xD
      Pozdrawiam Lavana Zoro :)

      Usuń
  4. No krótki, ale ja w zasadzie lubię krótkie rozdziały! Nawet fajnie opisane. I cały czas myślałam, że tym osobnikiem jest Loki, ale skoro Loki to jego brat, więc kto i co? Ichiya? Hihihi :)
    Bardzo fajny rozdzialik, przyjemnie się go czytało i idę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu powiem, że to nie Ichiya.xD Jednak jesteś naprawdę blisko jeśli chodzi o współpracownika mordercy.XD

      Usuń

Przeczytałeś? Skomentuj, ładnie proszę! Anonimy proszę o podpis. :)